Jak dziecko podejmie tę wiekopomną decyzję co chce robić jak dorośnie nigdy nie powie: chcę zostać radcą prawnym! No właśnie, czemu?
Czy jest to związane z wyobrażeniem na temat osoby pełnomocnika czy też raczej obrońcy wykreowanego przez hollywoodzkie produkcje? Po części na pewno. Ale czy jedynie?
Generalnie jest tak, że jest jakiś taki podział na prawników, którzy są procesowi i na takich, którzy siedzą w biurze i klepią umowy lub też je opiniują. Co jest ciekawsze? No wiadomo, chodzenie do Sądu! Dla mnie takie siedzenie w biurze, dzióbanie tych umów, najczęściej dla jednej firmy to coś strasznego. Masakra. To na sali sądowej dzieje się życie, jest akcja, reakcja. To jest kwintesencja tego zawodu.
Mam kilkoro znajomych radców, którzy w swojej pracy zajmują się opiniowaniem i pisaniem. Nic więcej. A nie przepraszam, jeszcze zajmują się przekazywaniem spraw do kancelarii współpracującej, która obsługuje prawnie/procesowo firmę. Czy w tym jest coś pasjonującego? Dla mnie nie. Wychodzą zza biurka i do sądu idą raz na pół roku albo rzadziej. Pytają się którędy wchodzi się do Sądu, gdzie jest dany budynek.
Więc, ja się nie dziwię, że dziecko mówi: chcę zostać adwokatem.