Od kilku miesięcy nasileniu nabiera tendencja do mocnego ograniczania przez ubezpieczycieli wypłaty odszkodowania z tytułu kosztów przejazdów.
Zgodnie z przepisami ubezpieczyciel z uwagi na szkodę z ubezpieczenia OC, ma pokryć wszelkie uzasadnione koszty. Jeśli poszkodowany musi gdzieś dojeżdżać np. do lekarzy, na rehabilitację, to należy mu się pokrycie tych kosztów. Niestety już od dłuższego czasu ubezpieczyciele walczą z wykazywanymi przez klientów kosztami poniesionymi na taksówki. Teraz, dodatkowo przyszła pora, na walkę z kosztami przejazdów samochodami prywatnymi.
Do tej pory koszty te liczyło się według tzw. kilometrówki. Wynikała ona z rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 25 marca 2002 r. w sprawie warunków ustalania oraz sposobu dokonywania zwrotu kosztów używania do celów służbowych samochodów osobowych, motocykli i motorowerów niebędących własnością pracodawcy. Przewiduje ono dla samochodów osobowych o pojemności skokowej silnika do 900 cm3 – 0,5214 zł/km oraz dla samochodów osobowych o pojemności skokowej silnika powyżej 900 cm3 – 0,8358 zł/km. Po przeliczeniu odległości wychodzi nam kwota roszczenia.
Ale obecnie są dwie koncepcje. Pierwsza, ubezpieczyciel zwraca tylko koszty paliwa i twierdzi, że żadne inne koszty go nie interesują. Wywody w odpowiedzi na pozew uzasadniające to stanowisko są mniej lub bardziej obszerne, ale za każdym razem kończą się konkluzją, że zmiennym kosztem jest jedynie paliwo i to ono może być rozliczone precyzyjnie. Pozostałe koszty są kosztami stałymi i nie mogą być brane pod uwagę.
Teraz spotkałem się i z drugą koncepcją. Nie należy się zwrot nawet za paliwo, ponieważ jazda samochodem jest luksusem, a ubezpieczyciel zobowiązany jest do pokrycia normalnych i uzasadnionych kosztów. Powód reprezentowany przez mnie, według ubezpieczyciela – miał nie wykazać, że musiał jeździć autem. Następnie pełnomocnik ubezpieczyciela, radca prawny pisał „powód obecnie nie pracuje, przebywa na zwolnieniu lekarskim, nie ma przeciwwskazań, aby poruszał się na nogach lub komunikacją publiczną”. Do odpowiedzi na pozew dołączono informacje, że z miejsca zamieszkania do przychodni zdrowia można dojechać komunikacją miejską w 20 minut. Dlaczego podkreślenie czasu dojazdu 20 minut jest takie istotne? Ponieważ w Krakowie są również bilety 20-minutowe, które kosztują 4 zł. Radca Prawny uzasadniając dalej swoje racje dołączył jeszcze piękną tabelkę w Excelu, że 58 wizyt to 116 przejazdów co daje łącznie kwotę 464 zł. My chcieliśmy ok. 800 zł, które wynikały ze stawki z podanego wyżej rozporządzenia.
Jak widzicie, łatwo nie jest. Jednak wisienkę na torcie zostawiłem na sam koniec. Pełnomocnik ubezpieczyciela wystąpił, aby Sąd zobowiązał mojego klienta do podania, czy posiada kartę tramwajową. Bo wiadomo, jak ma kartę tramwajową to nie da się rozgraniczyć kosztów przejazdów do lekarza i na rehabilitację od innych przejazdów. A skoro nie da się rozgraniczyć tych kosztów to prawdopodobnie koncepcja jest taka, że poszkodowanemu nie należy się nic.
Moja konkluzja na kanwie tej sprawy. Czy w zetknięciu z machiną ubezpieczyciela przeciętna osoba, szczególnie chora, podawana intensywnemu leczeniu, poradzi sobie sama? Moim zdaniem nie, potrzebuje profesjonalnego pełnomocnika.
*Ford Capri – piękne auto, szkoda, że to już bardzo rzadki widok.