Samochody elektryczne to przyszłość czy ślepa uliczka? Zobaczymy za parę lat.
Nie jeździłem żadnym samochodem elektrycznym, ale jeździłem wózkiem akumulatorowym zwanym Bułgar, więc chyba mogę się wypowiadać. 🙂
Mnie w samochodzie interesuje użyteczność w codziennym życiu. Więc osiągi aut elektrycznych praktycznie zawsze są przynajmniej bardzo dobre. Mogą być ewentualnie świetne, genialne, czy też wręcz niewiarygodne (takie na poziomie 2,5 s 0-100 km/h). Komfort musi być również świetny. Nie ma silnika spalinowego, nic nie burczy, warczy, nic nie drga.
Jednak wszystko ładnie i pięknie do czasu, kiedy spojrzymy na kilka aspektów, na ten moment dla mnie nie do przełknięcia, a to:
1. Zasięg, który jest albo mikry, albo w najlepszym razie porównywalny do przeciętnego auta spalinowego. Więc jeśli jeździmy po mieście, jakoś pewnie się z tym da żyć. Jednak od czasu do czasu trzeba pojechać naładować akumulatory. Jeśli rzeczywiście taki Hyundai Kona ma 484 km zasięgu, to nie dojadę nim na raz nad polskie morze. Już wyjazd służbowy do Warszawy będzie problematyczny, ponieważ, aby wrócić będę musiał naładować akumulatory co zajmie pewnie kilka godzin, a w tym czasie muszę się jakoś po tej Warszawie poruszać. Taksówka, tramwaj? Przecież to bez sensu.
2. Ładowanie jest dla mnie problematyczne, ponieważ najbliższą ładowarkę mam co prawda jakieś 500 m od domu, jednak jest na terenie zamkniętym, w dodatku jak przechodzę to zawsze jest zastawiona tak, aby nikt z niej nie skorzystał. Więc kolejną mam jakieś 2 km od domu. Nie jeżdżę w tamtą stronę, więc musiałbym jechać tam specjalnie aby auto naładować. Ale tu wchodzimy w inny aspekt, a mianowicie czas.
3. Ładowanie trwa, nawet kilka godzin. Więc jadąc już te akumulatory ładować muszę coś ze sobą zrobić. Mogę iść do sklepu na zakupy, jednak zajmie mi to jakieś 45 minut. Więc może pojadę na ładowanie, podłączę auto, wsiądę do tramwaju (elektromobilność! ?), pojadę do domu 4 przystanki. Później w drugą stronę. Czy ma to sens? Dla mnie nie, ponieważ auto spalinowe jadę zatankować dosłownie gdziekolwiek. W promieniu 1 km mam jakieś 3-4 stacje benzynowe, a tankowanie zajmuje 5-7 minut łącznie z płaceniem.
4. Mieszkając w mieszkaniu bez garażu nie masz szansy ładować samochodu we własnym zakresie. Więc nie wiem, jak musiałaby wyglądać ta infrastruktura elektromobilności, aby osoby mieszkające podobnie jak ja w kamienicy czy bloku mogły bez dodatkowych komplikacji swój samochód naładować.
5. Kolejna rzecz, która mnie nurtuje to koszty zarówno zakupu auta – najczęściej horrendalne, jak i samego ładowania. Znajomy mi mówił, że są to jednak spore koszty, często znacznie przekraczające koszty benzyny.
I teraz zejdźmy na ziemię. Spojrzyjmy na przeciętnego klienta. I powiedzmy, że ten przeciętny klient chce auto na własność i jest gotowy na nie wydać 45-75 tyś. zł. Chce raz do roku pojechać z Krakowa na Mazury lub nad polskie morze. Samochód elektryczny? Mała elektryczna Skoda, Smart? Sprawdzą się? No nie, bo rodzina się nie zmieści, a zasięg jest typowo miejski. Więc ta przyszłość dla przeciętnego kierowcy jest naprawdę bardzo, bardzo odległa.
*Ford Escort Mk4 z lat 1986-1992. Wersja RS Turbo mogła mieć nawet 132 KM!