Masz auto zastępcze przy szkodzie z OC? Licz się z tym, że po tygodniu ubezpieczyciel wyśle do Ciebie pismo, że masz zwrócić auto lub otrzymasz informację, że dłużej nie będą pokrywane koszty najmu w firmie zewnętrznej.
Technologiczny czas napraw A co to takiego?
Czas korzystania z samochodu zastępczego firma ubezpieczeniowa najczęściej uzależnia od tzw. technologicznego czasu naprawy. Co to jest? Suma czasu wynikająca z systemu Audatex w jakim auto powinno zostać naprawione. Czyli jest to czas teoretyczny, który nijak ma się do rzeczywistości. Zgodnie z tymi danymi każde auto można naprawić w 3-10 dni. Błyskawicznie!
A rzeczywistość na to…
Jednak wyliczenia te nie obejmują czekania na części konieczne do naprawy. Serwisy nie mają na składzie wszystkich części. Czasami są one w centralnym magazynie, gdzieś w Polsce lub w Europie, a czasami na innym kontynencie. To wydłuża czas oczekiwania na naprawę do kilku, a nawet do kilkudziesięciu dni. W sytuacji, kiedy części należy sprowadzać z odległych krajów czas ten wynosi najczęściej 2-3 miesiące. I nie mówimy tu o jakiś nietypowych autach, lecz tych, które zostały sprowadzone np. z USA. Taki czas oczekiwania spotkałem podczas napraw: Mazdy 3, Hondy Element i Legend, Fordzie Windstar. Lampy, szyby, elementy wnętrza są w USA powszechnie dostępne, ale tyle zajmuje cała logistyka, w tym oczywiście transport morski.
W takiej sytuacji ubezpieczyciel stoi na stanowisku, że nie może ponosić odpowiedzialności za brak dostępności części.
To kto w takim razie ma ponieść za to odpowiedzialność? Oto jest pytanie. Kiedyś spotkałem się z taką oto interpretacją. W przypadku Mazdy 3, która w momencie szkody miała 3 lata, ubezpieczyciel pisał, że ASO ponosi odpowiedzialność za długi czas naprawy, ponieważ powinno mieć ono części do wszystkich pojazdów, w tym również tych sprowadzanych z USA.
Czyli takie klasyczne „zwalanie” na kogoś innego. A ty kliencie sobie czekaj. I trać czas na szukanie i dowiadywanie się o co do kogo masz się zwrócić.
*Abarth Punto Evo – bardzo przyjemne auto, o dziwo nie przebiło się do świadomości nabywców tak jak powszechnie chwalony za wszystko Abarth 500. Sytuację tę odzwierciedla również rynek aut używanych, gdzie fajne Punto Evo można kupić za pieniądze potrzebne na słabe 500.