Właśnie otworzyłem sobie korespondencję z jednej z firm ubezpieczeniowych i powiedzmy sobie szczerze – odrobinę się zdziwiłem. Już nie jedno widziałem, stąd zdziwienie jest stosownie mniejsze.
Ale przejdźmy do rzeczonego pisma, które dotyczy szkody osobowej. W zakresie szkody zapadło już wcześniej orzeczenie sądowe (częściowe), a w toku postępowania wypowiadał się biegły sądowy. Biegły ten dokonał oceny uszczerbku na zdrowiu.
Roszczenie ze względu na koszty zostało rozbite. Najpierw poszliśmy po odszkodowanie, obecnie idziemy po zadośćuczynienie. Wobec powyższego zgłaszając dalsze roszczenie powołałem się na dokumenty znajdujące się w aktach sprawy sądowej, w szczególności wskazując rzeczoną opinię biegłego. I tu właśnie przychodzi owo zdziwienie. W piśmie czytamy, że opinia biegłego ze sprawy sądowej w sumie nie jest wiążąca dla ubezpieczyciela. Lekarz orzecznik ubezpieczyciela dokonał analizy dokumentów, w tym również opinii biegłego i wydał swoją decyzję. Zgoła odmienną oczywiście in minus. Co ciekawe, w toku postępowania sądowego jej nie kwestionowano……
Wobec powyższego, jak widać nawet oczywista sprawa czasami nie jest tak oczywista. ?
Już sobie wyobrażam ten proces myślowy rozpatrującego sprawę lub rozmowę pracownik – menager:
P: Płacimy zgodnie z opinią biegłego?
M: Musi to rozstrzygnąć nasz orzecznik.
P: Ale tu jasno wynika, biegły napisał…
M: Ale to nie nasz biegły!
P: Ale Sąd, prawomocn….
M: Do orzecznika!
———————–
Po kilku dniach:
P: Orzecznik napisał zupełnie inaczej.
M: No widzisz!
P: Ale jak pójdzie do Sądu to mu Sąd zasądzi tyle co w opinii…
M: A skąd wiesz, że pójdzie do Sądu?
P: A jak pójdzie to zapłacimy koszty sądowe, zastępstwa itd.
M: Ty zapłacisz? Ja zapłacę?