Jak już pod wpływem filmów i seriali zdecydujemy się pójść na prawo, aby potem zostać wziętym i szanowanym adwokatem, musimy przez te studia przebrnąć. Piszę przebrnąć, ponieważ lekko nie jest.
Wiadomo, przed rozpoczęciem studiów przed oczami mamy spektakularną karierę rozbudzoną pięknymi wizjami filmowców. Jednak studia, jak to studia, fotogeniczne nie są. Chyba, że kręcimy film o życiu studenckim. Jednak wróćmy do studiów. Jak to jest? Trzeba mocno zakuwać i uczyć się na pamięć, co przychodzi z oporem. Idźmy dalej, wyobrażenia egzaminatorów co do egzaminów również nie są zbieżne z wyobrażeniami studentów na temat tych egzaminów. Pamiętam, jak na egzaminie z karnego trafiłem na Panią Profesor w nie najlepszym nastroju. Miałem wyrecytować z pamięci jakiś artykuł z kodeksu karnego. Do tej pory nie znam go na pamięć…. Pani Profesor chyba też, bo podczas egzaminu miała kodeks otwarty przed sobą. Wówczas, nie da się ukryć, krew mnie zalała. Teraz jest to świetna anegdotka.
Wróćmy teraz do tych wszystkich filmów i seriali. Dlaczego nie ma takich scen w filmach? Profesor z kodeksem w ręce prosi adepta szacownej alma mater o dosłowne zacytowanie jakiegoś artykułu. Adept na to bez zmrużenia okiem go recytuje i dodatkowo przytacza kilka orzeczeń SN-u, wyjaśniając też zachodzące zmiany orzecznicze na przestrzeni ostatnich lat. Potem schodzi po tych schodach odesskich z detką (kiedyś tak mówiliśmy na tróję) w indeksie. I nagle słyszy „Cięcie! Mamy to!”. ?